niedziela, 16 maja 2010

Wykopki.

Wiem, wiem... Wykopki zwyczajowo i zgodnie z jakimkolwiek gospodarskim rozsądkiem są jesienią. Ja bynajmniej nie próbuję dokopać się w tym uroczym błocie za oknem do ziemniaków (ostatecznie może to być jednak dobry pomysł w kryzysowych czasach - połowa miesiąca, konto świeci pustkami, czas rozpocząć rozsprzedaż mienia...); korzystając z nawału obowiązków beztrosko trwonię czas przekopując się przez swoje stare zapiski. Publiczne czy najprywatniejsze, skłąniają do tej samej refleksji:
Where the hell am I? I mean ME, you know, this smart girl that wrote all that stuff...

Czy też inaczej: gdzie się podział intelektualny ferment? Już nawet nie pytam o moje pokolenia (nie mam własnego, posługuję się dwoma), zawęźmy ten problem do mnie. Jak było? Błyskotliwie, z gracją i polotem, albo przynajmniej z polotem. Jak jest? Do znudzenia powtarzający się w tym co obecnie piszę refren: "A ten to powiedział tak, a tamten inaczej, olabogarety, co teraz, pytam się?" już od dawna działa mi na nerwy, błyskotliwych przemyśleń w swoich zwojach mózgowych (o ile jeszcze są zwinięte) nie odnotowuję.
A jeszcze niedawno było tak:
My ludzie, że mamy jakieś uczucie i myśl. Że potrzebujemy, tak czy owak, najbardziej tego samego, a pod koniec miesiąca pieniędzy.
Jak teraz to czytam, myślę sobie - kurcze, fajne. I nic z tym nie robię. Nie piszę miliona stron dziennie, wszystko co robię jest łzawo - ckliwe, strach się bać. Ta jedna publikacja w poważnym, kulturalnym piśmie, tylko tym się mogę pochwalić. Niezmiennie od roku, uch!

Dobra, koniec mendzenia, czas brać się do roboty. Wrażenie, że mam jeszcze dużo czasu, jest wyłącznie iluzją. I dobrze, lepiej robić coś odtwórczego, niż twórczo siedzieć cały czas w jednym miejscu i rozpamiętywać te wspaniałe czasy.

/Za oknem wiatr, niebo zasnute chmurami. Deszcz, zbyt mocne fajki od majstra, o jedno ciastko za dużo (uwaga, antyteza!), o jedną godzinę snu za mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz