piątek, 12 marca 2010

Pięknie.

I gdy tak odśnieżałam podjazd, ot, polbruk ledwie przed domem, a było to może z miesiąc temu, więc kiedy odśnieżałam ten podjazd, myślałam sobie - dlaczego nikt nie robi mi zdjęć, kiedy rzeczywiście czuję się piękna?
Bo ja się czuję piękna właśnie tak - w tym za dużym, za długim, ale jakże ciepłym swetrze w kolorach jesieni, niebieskiej wełnianej czapce i czerwonym szaliku, irytująco opadającym z ramienia. Z tymi zdrowymi rumieńcami, widzę, już widzę to zdjęcie, te rumieńce, ramię oparte o łopatę, coś pięknego! Albo inaczej, kiedy sprzątam, przenoszę, porządkuję, i czuję w sobie moc zmieniania świata, i widzę, że nic co zrobiłam nie pozostaje bez echa, tak, wtedy jestem najpiękniejsza.
I teraz, kiedy własnym wysiłkiem sprawiłam, że ubyło mnie 8 kilo, chodzę powoli z uśmiechem na ustach, chłonę świat i wiem, wiem, że jestem ładna, nawet jeśli nie dostaję od świata sygnałów zwrotnych na ten temat. I jest mi ze sobą wspaniale.

A przynajmniej bywa, bo w życiu wznosimy się i opadamy po piekielnej sinusoidzie wzlotów i upadków; najgorzej, kiedy się jest po środku, bo nie wiadomo, czy teraz będzie do góry, czy do dołu.

Znowu piszę, nawet prawie jak wiersze, ale tylko prawie, i krótkie impresje z próżni w nicość, nieważne. Dzieje się.