poniedziałek, 14 grudnia 2009

Wrocławski śnieg

Nie rozumiem. Z nieba pada coś na kształt łupieżu, a ludzie mówią, że to śnieg. Komunikacja miejska najwyraźniej przechodzi kryzys, przecież JA się nie spóźniam na zajęcia pół godziny! A od spaceru policzki kłują, szczypią i robią się czerwone. I jest zimno, jak się tak czeka na te niewydarzone autobusy.

Bo zima jak co roku zaskakuje swoim przyjściem. Nikt się nigdy nie spodziewał, że zima przyjdzie, może w tym roku da sobie spokój? A ja się już nie denerwuję. Bo ja zdążyłam przekoziołkować przez prawdopodobnie ostatnią niedzielę bez zimowych wrocławskich ekscesów. I był grzaniec nie-grzaniec, i wata cukrowa, i milijon tostów, i wino, kaczki i chleb. A potem noc z mym ukochanym Czesławem L.

Anna Gavalda napisała książkę. "Pocieszenie". Połknęłam ją w pociągu prawie całą, a resztę w kąpieli z pianą. Nie żartuję; łazienka pachniała migdałami, nogą całą w pianie sterowałam przepływem gorącej wody, a przed oczami miałam krajobraz Francji, Les Vesperies, zgraję dzieci i osła Ramona. Odkrywam dla siebie nowe przyjemności. Odkrywam nowe fascynacje. Nowe sposoby kontemplacji. Nowe pomysły. Spada to na mnie z nieba, może spływa, już nie wiem, czy to śnieg, łupież, czy inspiracja.

I haiku. Autorka cytuje tylko kilka, a z tych najbardziej podoba mi się:
Opadły kwiat
wrócił na gałąź?
To był motyl.
Bo wiecie? Uwielbiam książki pełne cytatów. Nazwisk prawdziwych ludzi, których mogę odnaleźć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz